Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/090

Ta strona została uwierzytelniona.

albo nieczystych, rytmów i czasem melodyj. W śpiewie ptaków, w szelestach deszczu, w turkocie wozów, w nieustannym szmerze, jaki sprawiają na ulicach przechodnie, szukał on muzyki, lub jej składników. Reszta nie istniała dla niego.
Gdy wstąpił do konserwatorjum, jego protektor nagle umarł. Ojca stracił wcześniej, a matkę później, będąc na drugim kursie. Ledwie z Adasia wyrósł na pana Adama, był już zupełnym sierotą.
W konserwatorjum ceniono jego zdolności. Niewiele to jednak pomogło, nie dało mu nawet środków do wyjazdu zagranicę. Chcąc zebrać na ten cel jakiś fundusik, zaczął udzielać lekcyj na fortepianie. Miał dosyć zajęcia i niezłe dochody, ale, jako czystej krwi artysta, nie potrafił nic zaoszczędzić. Pieniądze z lekcyj i z paru dosyć pomyślnych koncertów znikały bez śladu, co można przypisać temu, że był trochę sławny, poszukiwany w towarzystwach i miał przyjaciół.
Tak upływały lata. Czasem ktoś ze znajomych, albo i on sam przypomniał sobie, że jego ukształcenie muzyczne nie jest zupełne, że należałoby wybrać się zagranicę. Raz nawet przyszło mu na myśl, że już pięć lat jak opuścił konserwatorjum, i — targnęło go za serce złe przeczucie. Przed czemś struchlał, może przed słówkiem: „Marnuję się“ — które gdzieś, niegdyś szepnięto. Ale otrząsnął się z bolesnego wrażenia.
— Dam koncert — pomyślał — i zbiorę pieniądze na wyjazd.
Lecz znowu utonął w wirze stosunków, melodyj i marzeń, a gdy po upływie dwu lat zdobył się na silniejsze postanowienie i już mając zagraniczny paszport w kieszeni, wystąpił z koncertem, przyszła na salę tak niewielka ilość słuchaczy, że ledwie pokrył koszta.
— Wybrałem zły czas — pomyślał.
Tymczasem w jego stosunkach zaszła zmiana. On zawsze pozostał tym samym szczupłym, trochę skulonym, trochę