Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.

dzikim i marzącym artystą od stóp do głów, ale zmienili się ludzie. Jedni powydawali córki zamąż, inni pomarli, inni powyjeżdżali, a większość, nasyciwszy się przez lat kilka grą obiecującego fortepianisty, znowu zaczęła się skupiać około cudownych dzieci, nowych talentów, albo głośnych znakomitości.
O nim potrochu zapomniano. A gdy mu przyszło niejeden długi wieczór spędzić w domu, czuł, że na świecie zaczyna być pusto i tęskno.
W takim nastroju ducha spotkał panienkę ubogą, słabowitą, nawet niepiękną, ale tak samotną i cichą, jak on sam, i ożenił się z nią.
Był to w jego życiu punkt zwrotny, i stało się coś, czego nietylko nie przewidywał, ale nawet nie zrozumiał. Oto — ludzie jeszcze więcej odsunęli się od niego. Stracił parę lekcyj, w niektórych domach zaczęto przyjmować go chłodno, a w jednym, najbardziej życzliwym, gdy pewnego wieczoru zebrało się trochę gości, poproszono go, aby zagrał, ale nie koncert Szopena, jak dawniej, tylko coś — do tańca...
Zagrał, ale wnet opuścił towarzystwo i już nie pokazywał się nawet na tamtej ulicy.
Kiedy człowiek po spadzistej drodze zacznie schodzić z wysokości, to mu się wtedy i kamienie z pod nóg usuwają. Wówczas mimowoli przyśpiesza kroku, biegnie, wreszcie stacza się.
W rok po ślubie zachorowała panu Adamowi żona, wydawszy na świat córeczkę, i odtąd wciąż była chora. Przyjęto mamkę, lekarz prawie nie wychodził z domu, a receptami można było wylepić całe mieszkanie. Rzeczy takie pochłaniają dużo pieniędzy, a jeszcze więcej sił. W dodatku bowiem ubyły mu najlepiej płatne lekcje, naprzód dwurublowe, później dziesięciozłotowe.
Nie troszczył się jednak, miał jeszcze rublowe. Uczył więc po sześć i po osiem godzin na dzień, biegając z jednego