— Ten mój kapelmajster gra codzień gorzej. Poprostu wypędza mi gości!...
W zakładzie istotnie jest fortepian, ponieważ jednak mieści się w trzeciej sali, trzeba więc grać na nim z wielką siłą, ażeby muzyka wybiła się nad rozmowy zebranych, krzyki służby, dźwięki moździerzy i skwierczenie smażonego mięsa. Tymczasem artysta nie ma sił.
Chudy, skulony, rozgorączkowany, gra on ładnie, ale po największej części jakieś utwory smutne i zawikłane, których nie rozumieją ani damy w chustkach na głowie, ani mężczyźni bez krawatów. Natomiast polki, walce, a nadewszystko huczne mazury, pomimo ciągłych upomnień gospodarza, zbywa niedbale.
Nieraz, zniecierpliwiony gospodarz, opuściwszy bufet, biegnie do trzeciej sali i, aby nie kompromitować artysty, pochyla się nad jego krzesłem i szepcze:
— Bój się Boga, panie Adamie, mówisz, żeś dawał koncerty w resursie, a tu — partolisz, jakbyś trzy dni nie jadł?... Tak przecie grać nie można, bo mnie pan zrujnujesz... Przy mazurze albo oberku goście piją tak dużo, że parobek nie nastarczy z noszeniem antałków, ale jak pan zaczniesz te swoje „trulu lulu,“ to gość zamyśla się i siedzi nad jednym kuflem jak bocian nad stawem... Pan chyba jesteś chory, czy kiego djabła?...
Tak zakończył i odszedł, sapiąc, do swego bufetu.
Na twarz zgromionego muzyka wystąpiły ceglaste rumieńce. Zatarł ręce i począł bić niemi w fortepian, aż szyby drżały, a goście podnieśli głowy, mówiąc: „To ci rżnie!...“ Ale po paru minutach wysiłku, zrobiło się coś dziwnego: muzykowi zesztywniały palce, że prawie niemi nie poruszał, twarz mu zsiniała, a na czoło wystąpił pot kroplisty. Chciał się przemóc, uderzył jeszcze mocniej, ale ręce odmówiły mu posłuszeństwa.
Wtedy zerwał się od fortepianu i wybiegł przez dziedzi-
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/096
Ta strona została uwierzytelniona.