tak w początkach świetnej, a tak nieszczęsnej. Gorąca łza upadła mu na rękę.
— Boże mój — szepnął — co się ze mną stało i za co?... Jaki zły duch wprowadził do naszego domu człowieka, który chciał mi zrobić najlepiej i... zgubił...
Lecz wkrótce opanowała go potęga wspomnień, i przywidziało mu się, że jest małym chłopcem, że siedzi przy tym samym co niegdyś klawikordzie i — gra — co?... Albo on wiedział — co... Chyba dzieje swojej rozdartej i podeptanej duszy. W tej chwili marzył, że całe jego życie było tylko strasznym snem, ale że on obudzi się jako mały Adaś... Zaraz i matka tu wejdzie...
Wtem zatrząsł się od stóp do głów. Drzwi istotnie były otwarte, i wśród wieczornego cieniu ukazała się w nich jakaś kobieta.
— Matka?... — szepnął jeszcze nieotrzeźwiony.
Ale kobieta odezwała się szorstkim tonem:
— Panią gospodynię głowa boli i przysyła mnie tu, żeby pan nie robił takich hałasów. Cóżto pusty dom, czy bawarja?...
— Pani gospodyni?... — odparł zdziwiony. — Jaka pani gospodyni?... Aha!...
Teraz oprzytomniał i cofnął się od klawikordu. Następnie powlókł się do szafy, wziął jeszcze nietkniętą butelkę wódki i — wypił odrazu czwartą część.
Wieczorem wyszedł do miasta, na robotę.
Losowanie skończyło się, a feldfebel odprowadzał rekrutów do tymczasowych koszar. Byli tam chłopi z włosami podciętemi na czole, w nowych butach i świątecznych sukmanach — mieszczanie w granatowych kaszkietach i szaraczkowych kapotach — wybladły Żydek, z pejsami, w atłasowym