Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

— Albo on we mnie — szepnął jeden z mieszczan.
Feldfebel spojrzał na niego zukosa, splunął i cofnął się do swojej izdebki. Za nim wyszedł felczer.
— Oni zarazby się rozweselili — rzekł — gdyby pan starszy kazał tu przyjść tym babom... ze dworu...
— Nie wolno — odparł feldfebel.
— Jak nie, to nie. Więc niech pan starszy poszle kogo po wódkę. My damy pieniędzy, i pan sam z nami wypije...
— Nie wolno.
— Nie wolno?... Nu — to niech pan starszy poszle do mego domu po karty. Jak oni sobie zaczną grać, to się i tak rozweselą.
— Kart nie wolno.
Żydek skrzywił się i zatarł ręce; było mu coraz chłodniej. Chciał jednak wejść w bliższe stosunki z feldfeblem.
— Pan starszy z daleka?... — zapytał po chwili.
Chmura przesunęła się po czole feldfebla, lecz odparł spokojnie:
— Co tobie do tego?... Ty myśl, jak masz sam odpowiadać, kiedy ciebie zapytają.
Żydek stropił się. Ale jeszcze nie stracił otuchy i rzekł po chwili:
— Bardzo ładne panienki mamy w mieście...
Niebieskie oko feldfebla błysnęło gniewem.
— Precz! — krzyknął tak podniesionym głosem, że pozieleniały ze strachu Żydek wpadł do ogólnej izby i rzucił się na słomę obok szlachcica.
Przez kilka minut nie mógł przemówić ani wyrazu, potem przysunąwszy się do sąsiada, zaczął szeptać:
— Nu, to myśmy wpadli w wielką biedę!... W wojsku gorzej niż w samym kryminale... Ja nie mogę w wojsku służyć, choćbym chciał, bo ja mam defekt w sercu... Widzi pan, jak mnie rzuca? Kiedy przyjdziemy do gubernji, to niech pan zaraz poświadczy, co mnie dziś bardzo rzucało... Aj! czemu ja nie jechałem zagranicę...