Nie dlatego śpiewam, coby słychać było,
A ino dlatego, żeby się nie cniło.
I zaraz zawtórowali mu inni:
Nie dlatego śpiewam, żebyście słyszeli,
A ino dlatego — niech się świat weseli! — hu! — ha!...
Feldfebel przysłuchiwał się ciekawie. Znał on i nutę, i pieśń, lecz - dawno o nich zapomniał.
Skrzypek zmienił melodją, i zaraz odpowiedział mu chór, śpiewając:
Nieszczęśliwy czasie, pokochaliśma się;
Przyszła ta godzina, rozejść się musima.
Choć się rozejdziemy, każde w inną stronę,
Przecie nasze serca są nierozłączone ...
Najświętsza Panienko! pocieszże mnie, pociesz,
Bo mnie nie pocieszy matka, ani ociec.
Najświętsza Panienko! tyści matka moja,
Pocieszże mnie, pociesz, jeśli wola Twoja!
I tak melodja szła za melodją, pieśń za pieśnią, a zdziwiony feldfebel przypominał sobie każdą z nich. Lecz nietylko to go zastanawiało. Stary skrzypek wydobywał niekiedy tak szczególne dźwięki, że feldfebla dreszcz przechodził. Nieraz przecie słyszał on orkiestry kilku pułków, nigdy jednak nie obiły mu się o ucho tak przejmujące tony, które, zdawało się, że kłują pierś i wciskają się aż na dno serca.
— Cudak! — szepnął feldfebel, patrząc przez zapotniałe szyby na grajka, który, założywszy nogę na nogę, siedział na szczycie parkanu, jak na krześle.
Rekruci wciąż śpiewali, a feldfebel już nie rozumiał słów. Uwagę jego pochłonęły owe szczególne tony skrzypców, których mnożyło się coraz więcej. To nie były dźwięki martwego instrumentu, ale płacz, westchnienia, żal, tęsknota, wydobywające się z ludzkiej piersi. On się z tem niegdyś znał, ale