wiedzieć tęsknotę do Warszawy. Parę razy chciał krzyknąć: „Zawracaj!“ — ale powstrzymała go od tego reszta ambicji, jaką wywiózł z domu w charakterze właściciela folwarku. Gdy zaś skutkiem gwałtownego nachylenia się bryczki na skręcie, zupełnie już stracił ambicją i krzyknął: „Stój!...“ — w blaskach zachodzącego słońca ujrzał szczyt dachu i wierzchołki topoli, które otaczały jego folwark.
Niebawem zajechali przed dom, a w sieni ukazała się Małgorzata, śmiejąca się i płacząca naprzemian. Zdziwiło to pana Dudkowskiego. Gdy więc Żydek znosił mu rzeczy do pokoju, zapytał służącej: co to znaczy?
— Ach, panie! — mówiła kobieta — cóż to za przeklęta wieś... Ledwiem tu wysiadła, zaraz przyszedł jakiś obdartus na egzekucją od wójta gminy i takie wyrabiał brewerje, żem musiała mu dać dwa złote. Potem, krowa wyszła mi w pole i zabrali ją do dworu, stąd o dwie wiorsty. Potem, kiedym poszła kupić dla pana mięsa, to mi dali taką pieczeń cielęcą, jak z trupa, że jej w domu utrzymać nie można było, i jeszcze wzięli po złotemu za funt. Ale najgorsze, panie, te dzieciska chłopskie. Włażą do ogrodu po kilkoro i rwą maliny, porzeczki, agrest, jak u siebie. A kiedy na nich zacznę krzyczeć, to gałgany rzucają kamieniami!...
Panie!... — kończyła wierna sługa, szlochając — przez dziesięć lat w Warszawie tylem złego nie doznała, co tu przez dwa dni... A jakie stare masło nam sprzedali!...
Pan Dudkowski uspakajał Małgorzatę i zapewniał, że wszystko będzie dobrze, choć sam czuł wielki niepokój.
W tej chwili zbliżył się furman z czapką w ręku.
— Cóż ci się należy? — zapytał pan Dudkowski.
— Rubelka — odparł Żydek niedbale. — Ale ja tu mam jeszcze do wielmożnego pana interes...
— Jakto, rubla za ten kawałeczek drogi, taką taradajką i takim koniem?...
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.