zamiast wracać do domu, wdał się w gawędę z liberalnym człowiekiem, mówiąc:
— Tere... fere!... Cóż za związek ma bat ze szlachectwem?
Gość brzydko uśmiechnął się.
— Ja raz widziałem — mówił ożywiony — herb waszej wystawy rolniczej. No i patrzę, a tam, między grabiami i łopatami, jest bat...
— Cepy!... cepy!.... — oburzył się pan Dudkowski.
— No, bo nie wypadało w dziewiętnastym wieku tak otwarcie malować bata...
Potem — ciągnął nieznajomy — znalazłem raz na ulicy spinkę od mankietu jakiegoś hrabiego, i na niej znowu patrzę: jest taka hrabska czapeczka okrągła, z daszkiem, i — znowu bat.
— Ależ to dżokejska czapka i bat na konie!... — zawołał pan Dudkowski.
— Niech i tak będzie — mówił gość, śmiejąc się. — Ale przecie Mickiewicz dlatego został mianowany największym poetą, że chwalił i rekomendował bicie batami...
— Bajki! — ofuknął pan Dudkowski, wahając się jednak w duszy.
Gospodarowanie kamienicą tyle mu zabierało czasu, że niebardzo wiedział o tem, co Mickiewicz zachwalał i rekomendował.
— Zawsze bat i bat! — dodał nieznajomy. — I dlatego, kto zechce chłopa usunąć z pod bata, ten musi usunąć szlachcica...
— Ehe! daj mi pan spokój ze swemi dowodzeniami! — oburzył się pan Dudkowski.
Przyszło mu na myśl, że nieznajomy chce go wciągnąć do jakiejś antyspołecznej propagandy, której się bardzo lękał.
Rozeszli się bez pożegnania: mężczyzna w paltocie, śmiejąc się ironicznie, a pan Dudkowski, postanawiając bronić swego ogrodu przeciw wszelkim napaściom.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.