Po tupnięciu nogą, rozległo się niby parę klaśnięć ręką, i jednocześnie z sieni domu wybiegł naprzeciw pana Dudkowskiego poczciwy wachmistrz, jakby pchnięty niewidzialną siłą. Miał potargane włosy i niezwykle czerwone oblicze.
— Ach, ty podła baba!... — krzyknął, ale zobaczywszy gościa, skłonił mu się i dodał nieco zaaferowany:
— Moje uszanowanie panu!... Ot, z babami zgryzota...
W tej chwili między panem Dudkowskim i wachmistrzem warknęło lecące z sieni polano. Wachmistrz obejrzał się niespokojnie.
— Zajdźmy do ogródka — rzekł, pchając gościa za węgieł domu. — Ot, prędka kobieta! Dobra, że choć ją do rany przyłóż, ale jak wpadnie w złość, to nie daj Boże...
Pan Dudkowski miał minę człowieka, który nic nie widzi i nie słyszy.
Weszli do ogródka. Wachmistrz uspokoił się i tylko od czasu do czasu spoglądał w okno, jakby podejrzewając, że stamtąd może wylecieć garnczek.
— No — mówił wachmistrz — pan także miał kłopot. Szkoda, że mnie tu nie było, alem musiał wyjechać za jednym koniokradem...
— Żebyś pan wiedział, jak mnie zdarli! — żalił się pan Dudkowski. — Dwieście rubli!...
— Chłopca trzeba wynagrodzić — odparł wachmistrz — on kaleka. I matka jego biedna wyrobnica...
— Ale ten nauczyciel... — wtrącił pan Dudkowski.
Wachmistrz machnął ręką.
— Uh! panie -— westchnął — to taki padlec, że on sam wart więcej niż dwieście rubli. On tu zostawił u mnie dokument od tej kobiety i świadków, że nie mają pretensji. No, i adwokat padlec...
— Adwokat? — zdziwił się pan Dudkowski.
— Bez mała taki, jak tamten, ale strach jaki uczony człowiek... Pan widzi tę figurę kamienną świętego Jana?... Adwo-
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.