wet, że jakichś przedmiotów będzie mi wykładała guwernantka z pałacu. Ale, gdy dama ta, przy zapoznaniu się ze mną, zobaczyła, że mam pełne kieszenie nożów, kamieni, śrótu i kapiszonów, zlękła się tak, że już nie chciała widzieć mnie po raz drugi.
— Ja takim bandytom nie daję lekcyj — powiedziała do mojej siostry.
Ja jednak w tych czasach już bardzo spoważniałem. Tylko raz chciałem się, na próbę, powiesić. Ale później wypadło mi jakieś inne zajęcie, więc nie zrobiłem sobie nic złego.
Nareszcie w początkach sierpnia odwieziono mnie do szkół.
Egzamin zdałem wcale dobrze, dzięki polecającym listom pani hrabiny, poczem ojciec umieścił mnie na stancji z korepetycją, rodzicielską opieką i wszelkiemi wygodami za dwieście złotych i pięć korcy ordynarji na rok, i — sprawił mi szkolny uniform.
Nowy strój tak mnie zajął, że nie mogąc nacieszyć się nim w ciągu dnia, wstałem cichutko w nocy, ubrałem się pociemku w surdut z czerwonym kołnierzem, włożyłem na głowę czapkę z czerwonym lampasem i miałem zamiar posiedzieć tak kilka minut. Ponieważ jednak noc była dżdżysta, ode drzwi trochę ciągnęło, a ja poza obrębem munduru i czapki byłem w negliżu, więc trochę zdrzemnąłem się i przespałem w uniformie do rana.
Taki sposób nocowania bardzo rozweselił moich kolegów, ale w gospodarzu naszej stancji obudził podejrzenie, że ma w domu nadzwyczajnego urwisa. Pobiegł czem prędzej do zajazdu, gdzie stał mój ojciec, i powiedział mu, iż za żadne w świecie skarby nie chce mnie trzymać na stancji, chyba — że mu ojciec dołoży jeszcze pięć korcy kartofli na rok. Po długich targach stanęło na trzech korcach, ale swoją drogą ojciec pożegnał się ze mną w tak demonstracyjny sposób, że
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.