Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

Siostra wzięła się do jakiejś roboty, a ja, naturalnie, wyszedłem, bo coprawda, nigdym nie lubił zabierać miejsca w pokoju. Już byłem na dziedzińcu, kiedy wybiegła za mną Zosia:
— Kaziu! Kaziu!...
— Cóż tam?...
— Kiedy zakaszlę, będziesz wiedział, co to znaczy?... — rzekła uroczyście.
— Rozumie się.
Wróciła do pokoju, lecz jeszcze zawołała do mnie przez okno:
— Ja zakaszlę... Pamiętaj!
I gdzieżem miał pójść, jeżeli nie do parku, choć do umówionej chwili brakowało tęgie półtorej godziny? Byłem tak zamyślony, że nie wiem, czy tego dnia śpiewał jaki ptak w ogrodzie, zazwyczaj bardzo ożywionym. Obiegłem go parę razy wkoło, a następnie siadłem w czółno, przywiązane do brzegu, i nie mogąc pływać, przynajmniej kołysałem się w niem z nudów.
Układałem sobie plan odświeżenia znajomości z Lonią. Miało się to odbyć w następujący sposób. Gdy Zosia zakaszle, ja z bocznej ścieżki wyjdę ze spuszczoną głową w główną aleją. Wtedy Zosia powie:
„Patrz, Loniu, to mój brat, pan Kazimierz Leśniewski, uczeń klasy drugiej, przyjaciel tego nieszczęśliwego Józia, o którym ci tyle mówiłam.“
Lonia wtedy zrobi dyg, a ja, zdjąwszy czapkę, powiem:
„Dawno już miałem zamiar...“ Nie, tak źle!... „Dawno już pragnąłem odnowić z panią...“ O, nie!... Lepiej będzie tak: „Dawno już pragnąłem złożyć pani moje uszanowanie.“
Wtedy Lonia spyta się:
„Pan dawno bawi w naszych stronach?...“ Nie, ona nie powie tak, ale tak: „Przyjemnie mi poznać pana, o którym tyle słyszałam od Zosi.“ A potem co?... Potem — to: „Czy