siostra, już nie zadając mi dalszych pytań, wyszła. Widząc, że prawie biegnie, zawołałem ją przez okno:
— Zosiu, tylko proszę cię, nic tam nie mów... Powiedz, żem... że trochę boli mnie głowa.
— No, no, nie bój się. Ja ci nie zaszkodzę.
— Pamiętaj, Zosiu, jeżeli mnie choć trochę kochasz.
Naturalnie, żeśmy się bardzo serdecznie ucałowali.
Trudno dziś odgrzebać w pamięci uczucia, jakie mnie szarpały po odejściu Zosi. Jak ta Lonia śmiała rozmawiać ze mną w podobny sposób?... Wprawdzie nauczyciele, a szczególniej inspektor, traktowali mnie dość familjarnie, no — ale to starzy ludzie. Lecz między kolegami w pierwszej, (obecnie już w drugiej klasie), cieszyłem się poważaniem. A tu na wsi — proszę posłuchać, jak rozmawiał ze mną ojciec, jak mi się kłaniali parobcy, ile razy mówił pisarz: „Panie Kazimierzu, może pozwoli pan do mnie na fajeczkę?“ Ja mu na to: „Dziękuję panu, nie chcę się przyzwyczajać.“ A on: „Jaki pan szczęśliwy, że pan ma taką moc nad sobą... Pan nie dałby się i guwernantce...“
Odpowiednio do postępowania starszych, ja także byłem poważny. Przecie sam ksiądz proboszcz mówił do ojca: „Patrzaj, mości dobrodzieju, panie Leśniewski, co to szkoła robi z chłopaka. Ten Kazio, rok temu był wisus i pędziwiatr, a dziś, mości dobrodzieju, to statysta, to Metternich...“
Tak mnie sądzili ludzie... I trzeba wypadku, żeby jakaś koza, która ani jednej klasy nie widziała, ażeby ona śmiała mi powiedzieć, że — „to do kawalera bardzo podobne!...“ Kawaler?... co mi za dorosła panna! Że zna jakiegoś Adasia, to już zadziera głowę. Cóż ten Adaś? Skończył trzecią klasę, a ja idę do drugiej. Wielka różnica! Jak będzie osioł, to go dogonię, a nawet przegonię. Jeszcze, w dodatku do wszystkiego, każe mi iść po Zosię, jakbym ja był jej lokajczukiem. Zobaczymy, czy cię drugi raz usłucham!... Słowo daję, że, jeżeli kiedy odezwie się z czemś podobnem, to poprostu —
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.