— Karuś, tu!...
I w dodatku — gwizdnęła.
Tylko niezwykłej mocy charakteru przypisać należy to, że panna Walentyna, usłyszawszy gwizdnięcie Anielki, nie upuściła z rąk kawy wraz z jej należytościami. Na mizernej twarzy uczonej osoby zajaśniał wyraz wielkiego oburzenia. Lecz nim połknęła bułkę, aby w swoich organach mownych zrobić dosyć miejsca na długą prelekcją o przyzwoitości, pies, nie czekając aż mu drzwi otworzą, skoczył do pokoju oknem.
— Jesteś rozpieszczona, jesteś — dzika dziewczyna! — rzekła dama uroczyście i na znak najwyższej goryczy przełknęła podwójną dozę kawy, wydając przytem szmer podobny do gulgotania.
— Karusek... zbytniku jakiś... kto słyszał, ażeby wskakiwać do pokoju oknem? — zgromiła go Anielka.
Ale pies nie miał czasu słuchać upomnień. Skoczył jej naprzód do ust, później targnął za sukienkę, oblizał jej powalane atramentem palce i nareszcie schwycił za guziczek wysokiego bucika. Skomlał przytem i szczekał, aż nareszcie upadł nawznak i wytarzał się po ziemi, wywieszając język. Był to pies bardzo żywego temperamentu, miał białą szerść, a na lewem oku czarną łatkę.
Panna Walentyna nie mówiła już nic, pogrążona w przyjmowaniu posiłku i gorzkiej zadumie.
„Życie moje — myślała szanowna panna — podobne jest do tej kawy. Kawa i śmietanka — cierpienie i praca, oto jego treść; a jak szklane naczynie nie pozwala rozlewać się płynowi, tak moje panowanie nad sobą hamuje wybuchy rozpaczy. Ledwiem ukończyła lekcję, a już mam psa... Szkaradne zwierzę, które pchły roznosi po całym domu...
„Ale — pchajmy dalej naszą taczkę boleści i obowiązków...“
W tej chwili przyszło jej na myśl, że w kawie jest cukier. Czyby i jej życie miało kiedy zostać osłodzone? Czem?... chyba jakiemś cieplejszem uczuciem?
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/023
Ta strona została uwierzytelniona.