W niezbyt żywej wyobraźni panny Walentyny owo „cieplejsze uczucie“ wyrobiło sobie pewien symbol, co prawda, zmieniający się z biegiem czasu. Niegdyś (gdy wyjechała pierwszy raz na wieś) miał on formę młodego i pięknego właściciela dóbr ziemskich.
Gdy wróciła do miasta, piękny właściciel dóbr ustąpił miejsca brzydkiemu wprawdzie, lecz — poważnie myślącemu lekarzowi. Później było wiele innych symbolów, w których z tego powodu zatarły się cechy indywidualne, i — powstała idea czysta. Idea owa musiała mieć koniecznie więcej niż średni wiek, niezbyt długą brodę, uroczysty tużurek i pełne godności stojące kołnierzyki. Nieujęte widziadło to ukazywało się zazwyczaj pannie Walentynie otoczone mnóstwem szaro ubranych uczenic, stanowiących pensją wyższą dla płci żeńskiej — i stosem naukowych podręczników. Bez pełnienia trudnych, lecz pięknych obowiązków nauczycielskich, życie, choćby nawet ocukrowane ciepłem uczuciem, nie miało już dla panny Walentyny żadnego powabu.
Tymczasem Anielka biegała dokoła stołu, za nią warkocz włosów i ogonek jej krótkiej blado-różowej sukienki, a za niemi pies.
Anielka składała i porządkowała książki, a pies podskakiwał i chwytał dziewczynkę za rękawy lub pukające buciki, widocznie upominając się o należne mu pieszczoty.
Skrzypienie szuflady obudziło nauczycielkę z marzeń. Spojrzała na stół i zawołała:
— Co ty robisz, Anielciu?
— Składam książki.
Czy mogę pójść do mamy? — spytała, zamknąwszy stolik.
— Idźmy! — rzekła panna Walentyna, podnosząc się z fotelu.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.