Środek parku zajmowała sadzawka, otoczona fantastycznie wyrosłemi wierzbami. W zimie wyglądały one jak połamane, upadające, chore pnie; w nocy przybierały postaci widziadeł rozkraczonych, garbatych, bezgłowych, wieloramiennych, które tylko na widok człowieka kamieniały w potwornych ruchach, udając rzeczy martwe. W ciepłych miesiącach roku, straszydła te odziewały się delikatnemi gałązkami, tudzież liściem drobnym o zielonym wierzchu i jasnym spodzie, a w ich dziuplach, mających formę paszcz, gnieździły się ptaki.
Przez ten ogród, który co chwilę zmieniał formy i barwy, chwiał się, pachniał, błyszczał i szemrał, zapełniony skrzydlatemi istotami najrozmaitszych gatunków, szły teraz Anielka i jej guwernantka, ścieżyną nierówną, powoli zarastającą zielskiem. Dziewczynkę upajało otoczenie. Oddychała prędko i głęboko, chciała oglądać każdą gałązkę, lecieć za każdym ptakiem albo motylem i wszystko ogarnąć uściskiem. Lecz panna Walentyna była chłodna. Stąpała drobnemi krokami, patrząc na nosy swych bucików i przyciskając do zwiędłej piersi gramatykę angielską.
— Dowiedziałaś się dziś z jeografji, gdzie leży Canossa — rzekła panna Walentyna do Anielki — a teraz masz sposobność dowiedzieć się, za co Henryk IV-ty przepraszał Grzegorza VII-go. Przeczytasz o tem w dziejach Grzegorza VII-go, zwanego też Hildebrandem, w rozdziale: Niemcy i Włochy.
Propozycja czytania w takiem miejscu oburzyła Anielkę. Chciała westchnąć, lecz powstrzymała się i rzekła ze złośliwą intencją:
— Pani będziesz się w ogrodzie uczyła... po angielsku?
— Tak.
— Więc i ja będę się uczyła po angielsku?
— Pierwej musisz gruntownie poznać język francuski i niemiecki.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/030
Ta strona została uwierzytelniona.