Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

płacił pieniędzmi, wziętemi za drzewo, kradzione w dworskich lasach.
Anielka wiele słyszała o tych stosunkach (bo o czem nie słyszała?), bała się Gajdy i nie lubiła jego chaty. Mimo to pociągał ją widok dziewczyny, bawiącej się z pogardzanem przez wszystkich prosiątkiem. Zdawało się Anielce, że dziecko musi być biedne i dobre, a zresztą — coś ciągnęło ją tam.
Odgarniając gałęzie krzaków, Anielka powoli zbliżyła się do płotu, zbudowanego nakształt palisady. Był on stary, obrosły ciemno-zielonym mchem i popielatym, łatwo rozcierającym się w palcach, porostem. Co kilkanaście kroków stały tęgie, zaostrzone słupy, utrzymujące zapomocą długich poziomych ramion rzędy również ostro zakończonych łat, które zmęczone długoletnią służbą, całym ciężarem chyliły się naprzód, albo wywracały wtył. Gdzieniegdzie brakło już łat; w innych miejscach jaśniejszy kolor i mniej staranne obrobienie zdawały się opowiadać, że płot naprawiano w nowszych czasach, ale już z mniejszym nakładem.
Zapominając o swych trzynastu latach i stanowisku młodej dziedziczki, Anielka przez jeden z szerszych otworów wydostała się na gościniec i podeszła do dziewczyny w grubej koszuli.
Ubogie dziecko w pierwszej chwili przestraszyło się ładnie ubranej panienki ze dworu. Otworzyło szeroko usta i podniosło się z ziemi, jakby chcąc uciekać. Wtedy Anielka wydobyła sucharek z kieszeni i ukazując go dziewczynce, zawołała:
— Nie bój się mnie! Ja ci przecież nic złego nie zrobię. Widzisz oto, com dla ciebie przyniosła. Pokosztuj-no!
I włożyła dziecku do ust kawałek olukrowanego ciasta. Dziewczyna zjadła, nie spuszczając z Anielki zdziwionych oczu.
— Masz jeszcze. Smakuje ci — co?...
— Dobre! — odpowiedziało dziecko.