Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chałubiński dopiero w końcu września wraca do Warszawy. Zresztą pogadamy o tem później. Teraz muszę załatwić parę interesów — odpowiedział niecierpliwie ojciec i wyszedł.
— Toujours le même! — westchnęła matka. — Od sześciu lat po całych tygodniach załatwia interesa i nigdy ich skończyć nie może. A ja chora, Józio chory, gospodarstwo upada, jacyś nieznani ludzie oglądają majątek, nie wiem poco? O, ja nieszczęśliwa! łez mi wkrótce nie stanie... Joseph, mon enfant, veux-tu dormir?
— Non — odpowiedział chłopiec napół senny.
Anielka tak osłuchała się z narzekaniami matki, że i obecne żale nie zmieniły w niczem jej uwielbienia dla ojca. Owszem, uczucie to spotęgowało się w niej, przypuszczała bowiem, że ojciec za dzisiejszy występek na gościńcu chce ją ukarać bez świadków. Dlatego przywitał się, jakby nigdy nic nie zaszło, i uciekł do swej kancelarji.
— Kiedy Szmul wyjdzie, pewnie mnie wtedy ojciec zawoła — mówiła do siebie Anielka. — Pójdę już lepiej sama i poczekam, to się mama niczego nie domyśli...
Taki zrobiwszy plan, wysunęła się cichaczem do ogrodu, aby być bliżej pokoju ojca. Przeszła parę razy pod otwartem oknem, ale ani ojciec, ani Szmul nie zwrócili na nią uwagi. Postanowiła zatem czekać i usiadła pod ścianą na kamieniu, dręczona wielkim strachem.
Tymczasem ojciec zapalił cygaro i wygodnie rozsiadł się na fotelu. Szmul zajął miejsce na drewnianem krzesełku, które umyślnie ustawiono dla niego pode drzwiami.
— Więc powiadasz — mówił dziedzic — że nie ziemia naokoło słońca obraca się, ale słońce naokoło ziemi?...
— Tak stoi w naszych książkach — odparł Szmul. — Ale, z przeproszeniem, jaśnie pan chyba mnie nie poto tu przywiózł?...
— Cha! cha!... masz racją!... Otóż, przystępując odrazu