dał pieniądze, sprawą już nie zajmował się dłużej, nie przypuszczając nawet, aby w interesie mogły zajść jakie przeszkody. Wiedział, że na św. Jan ma być podpisany ostateczny układ, i do tego terminu wszystko odsuwał.
Gdy mu Szmul doniósł, że włościanie mówią o czterech morgach, uczuł, że wielopiętrowy gmach jego nadziei zachwiał się. Opanowała go trwoga, lecz tak dalece przywykł powierzać się biegowi wypadków, taki czuł wstręt do utraty złudzeń, że nie śmiał nawet sprawdzić wiadomości, a tem bardziej odrobić rzeczy, o ileby się dała.
Odpychał rzeczywistość i uciekał od niej, aż do dnia, w którym sama miała mu się narzucić.
— Może to plotki? — myślał.
— W takim razie trzebaby włościan spytać...
— Nie!... bo gotowi sądzić, że ustąpię...
Właściwie jednak nie o to mu chodziło, ale o to, ażeby nie usłyszeć złej prawdy. Jeżeli dziś przekona się, że układy spełzną na niczem, marzenia jego, osnute na sprzedaży lasu, rozwieją się. W przeciwnym razie może się bawić niemi jeszcze tydzień, trzy dni... choćby jeden dzień.
Nie pytał więc nikogo, z nikim nie rozmawiał; nawet Szmulowi przerywał rzecz o serwitutach i — czekał. Takie postępowanie nazywał dyplomacją i tłomaczył sobie, że jeżeli nikt od niego nie usłyszy ani wyrazu w tej sprawie, włościanie nie będą śmieli zmieniać warunków poprzednich.
I znowu nie była to dyplomacja, ale obawa spojrzenia w oczy faktom, obawa zapytania samego siebie: co robić po przymusowej sprzedaży majątku za długi? Gdzie podziać żonę?... Czem jej zastąpić strwoniony posag, klejnoty i względne wygody?... W jaki sposób pogodzić ją z myślą, że nie mając funduszów w swych rękach, straciła je i że już nie pojedzie leczyć się do Warszawy?
Czas biegł szybko. Niekiedy dziedzic wśród nocy budził się, oblany zimnym potem, myśląc, że już jutro dowie się
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.