ostatecznej prawdy. Czasami chciał sam zwołać gromadę i zapytać, czy gotowi są do podpisania umowy? Ale wnet opuszczała go odwaga i mówił:
— Gdyby to jeszcze była kwestja paru miesięcy... Ale tak — dziś lub jutro sami przyjdą, a nużbym zepsuł sprawę niecierpliwością ?...
Czekał więc, choć czuł, że bywają chwile, w których puls uderza mu nieregularnie, a serce trzęsie się jak raniony ptak. Takich wrażeń nigdy jeszcze nie doświadczał.
Gdyby lepiej wpatrzył się w przyszłość, możeby ujrzał tam znaki ostrzegające w formie krzyżów na grobach. Możeby się zatrzymał, albo poszedł w innym kierunku?...
Zdawało się, że usposobienie dziedzica cięży nad całym domem. Pani pobladła jeszcze bardziej, Anielka była zgnębiona, choć nie wiedziała czemu. Parobcy jeden po drugim dziękowali za służbę i zaniedbywali się w pracy. Niektórzy wymykali się ze dworu, niekiedy na parę dni, w celu szukania nowego miejsca. Inni wynosili z budynków powrozy i żelastwo, aby choć w części odbić zaległą pensją. Inni byli hardzi i wykrzykiwali na złe jadło.
Wszyscy, zebrawszy się wieczorem około czworaków, albo między stodołami, głośno rozprawiali o tem, że „już chyba z dziedzica nic nie będzie!“
Tylko stangret, Jędrzej, który z panem od dziesięciu lat jeździł, oparłszy się na płocie, słuchał w milczeniu, palił fajeczkę, która umiała świergotać, i czasami mruknął:
— At! głupieśta wy...
— Abo co? — spytał go największy malkontent, gumienny.
— Bo to, żeśta głupi! — odparł Jędrzej i splunął. — Choćby i sprzedali ten folwark, to dziedzicowi jeszcze nic nie będzie.
— No, a gdzież on będzie mieszkał, jak go stąd wybronują?
— W mieście, i lepiej niż tu.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.