dotychczas, ponieważ na tę część dóbr nie można było znaleźć ochotnika.
Ale atak i z tej strony wydawał się dziedzicowi niedostatecznym. Zawołał więc Anielkę i kazał jej znowu list napisać do babki.
— Czy ja potrafię? — spytała zmieszana Anielka. — Nigdy nie widziałam babci i czegoś boję się jej...
Ojciec przypomniał sobie, że źródłem bojaźni są rozmowy, jakie prowadził z żoną o ciotce w obecności Anielki. Powód ten jednak nie wydawał mu się dość ważnym, odparł więc:
— Jakto, ty nie potrafiłabyś listu napisać?...
— Nie wiem o czem...
— No, o wszystkiem. Pisz o tem, że mama chora, że tatko smutny, że chciałabyś się uczyć, ale niema za co...
Anielka poczęła mrugać powiekami.
— Kiedy ja... nie chciałabym się uczyć!... — szepnęła. — Ja wolałabym, żeby te pieniądze, które bierze panna Walentyna, tatko na dom zostawił...
Mimo strapienia, ojciec wybuchnął śmiechem.
— Wyborna jesteś z twoją otwartością! — zawołał. — Jeżeli jednak nie chcesz się uczyć, aby nie obciążać rodziców, to tem bardziej proś babcię o fundusz na edukacją...
— Kiedy... nie mogę prosić...
Ojciec popatrzył na nią trochę niekontent i trochę zadowolony. Niekontent był z tego, że Anielka nie jest dość zręczna do usłużenia mu w obecnej chwili, cieszył się zaś, że jego nauki nie poszły w las. Ileż bo razy mówił jej, że ludzie ich stanowiska mogą rozkazywać lub żądać, i że — tylko biedacy proszą.
— Widzisz, moje dziecko — tłomaczył Anielce — my prosić babci możemy, bo naprzód — jest ona tak jakby moją matką, po wtóre — jest ona równa stanowiskiem, po trzecie — jest osobą w wieku, a po czwarte — że my jej zwrócimy pieniądze.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/061
Ta strona została uwierzytelniona.