Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyborna jesteś!... Czy nie ona chciała zostać gospodynią dziekana? Czy nie ona, nie mając grosza, wynajęła sobie Gajdę, którego ja muszę teraz opłacać?... Czy sądzisz, że już cała wieś nie wie o tem, że ona jest naszą krewną, czem zapewne przed wszystkimi się chwaliła?
— A cóż nam to szkodzi?...
— Naturalnie, że szkodzi, i bardzo — mówił z uniesieniem. — Jej przyjazd może o naszym losie zdecydować. Gdyby tu przyjechała ciotka prezesowa, wuj jenerał, albo mój brat cioteczny, Alfons, karetami, elegancko, chłopi mówiliby: „Oto pan z panów, nie targujmy się z nim o serwituty, bo źle na tem wyjdziemy.“ Lecz, jeżeli ją zobaczą, obdartą, w gnojownicach, to cóż powiedzą. „On taki sam, jak i my, targujmy się więc, a ustąpi...“
— Egzagerujesz, Jasiu! — reflektowała go żona.
— Wcale nie! — zawołał niecierpliwie — i przekonasz się, że wizyta tej awanturnicy może nas dużo kosztować. Także wybrała sobie porę. Ubodzy krewni mojej żony odwiedzają mnie i nie płacą za furmanki w tej właśnie chwili, kiedy powinienem stać wobec chłopów jak rycerz: sans peur et sans reproche... Fatalność!
Po takiem przedstawieniu kwestji, państwo wraz z dziećmi udali się na obiad, który zeszedł dość smutno. Po obiedzie dopiero ojciec wypogodził się nieco, wziął Anielkę do swego gabinetu i powiedział, że podyktuje jej list do babki. Potem zapalił cygaro, rozłożył się wygodnie na szezlongu i utonął w marzeniach.
Przez pewien czas Anielka siedziała cicho. Nagle odezwała się:
— Tatku...
— Czego chcesz, moje dziecko?
— Dlaczego tatuś nie pozwolił mi pocałować cioci?...
Ojciec zamyślił się.
— Nigdy nie widziałaś jej, nie znasz się z nią...