Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cicho tam, baby!... A to czysta cholera, jak języki rozpuszczą!
Na ławę wlazł łysy Wojciech.
— Gódźta się, póki czas! — wołał. — Każdy będzie miał swój kawałek ziemi, a tak co wam z tego, że wasze bydlę po cudzem harcuje?... Lepszy swój zagon...
— Ola Boga, Wojciechu! a dyć wy moje buty macie na nogach?... — odezwał się jeden z gromady.
— A to skąd? — zapytano.
— A dałem mu w zastaw za rubla, i on se teraz w nich chodzi!...
— To ci kutwa!...
— Bierze prowizją i jeszcze w cudzych butach chce mu się paradować!...
Skonfundowany Wojciech zlazł z ławy i wygrażając pięścią, wyszedł z izby.
Wystąpił Gajda, chłop ogromny, który wszystkich o głowę przerastał.
— Ja wam mówię: czekajta! — rzekł, uderzając w stół pięścią. — Wiemy, jak było z tem, żeśmy mieli prawo do lasu, ale nie wiemy, jak będzie, kiedy każdy dostanie parę mórg i już na pańskie nosa nie wścibi...
— Będziemy go wścibiali, choć podpiszemy — mówił stronnik układów -— ale jak tu nastanie Niemiec ze swoją służbą, jak zaczną tabelę czytać, pilnować, każą tą drogą jeździć, a tamtą nie, to nam się wszystkim urwie...
— Damy sobie i z nim radę! — odparł Gajda.
— Oj nie dacie, nie! — odezwał się chłop z innej wsi. — Mamy my Niemca pod bokiem, co jak wziął grzebać się w papierach i omentrów zwozić, tośwa połowę bydła sprzedać musieli. A kiej Szymona, tego Mazurka, spotkał jego gajowy, też Niemiec, w lesie, i pospierały się z sobą, toci wziął i strzelił ci w chłopa jak w zająca, aż z niego później cały kwartał śrót wyłaził.