Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze! dobrze!
— Mój nie podpisze! — wrzasnęła żona kołtuniastego.
— A dajtaże jej w łeb, Janie? Co ona za was ma gadać?
— On?... mnie... w łeb?... — krzyczała energiczna kobieta. — A masz!... a masz!... a wynoś się od tych pijaków!...
I wołając tak, biła męża po karku, aż wkońcu wyciągnęła go za kołtuny do sieni.
— Czekajta ino, moi ludzie, aż Józik przyjedzie. On wam da radę! — wołała baba, ubrana po miejsku.
Ale nikt jej nie słuchał. Gospodarze, głodni czy znudzeni, tłumem poczęli wychodzić z karczmy, poprawiać uprząż na koniach, odstawiać wozy i wyjeżdżać. W kwadrans później, w obszernej izbie został tylko Maciej z żoną, oboje mocno podchmieleni, pijak śpiący pod ławą, dziewka, która uprzątała kieliszki, i w czarnej atłasowej sukni Szmulowa, która pisała, wciąż pisała.
Szmul poszedł do alkowy, nakreślił ołówkiem na kartce: „Chcą pięć morgów...“ — i posłał ją przez chłopaka do dworu. Sam zaś począł wybierać się w podróż.
— Gdzie jedziesz? — spytała go żona po żydowsku.
— Pojadę do Niemca. On już pewnie kupi wieś. Jak mi się z nim uda, to będę miał młyn.
— Jeżeli tamten nie zbudował, to Niemiec nie zbuduje. Nic z tego nie będzie — odparła Szmulowa.
— To może wcale nie jechać?
— Zawsze spróbuj — rzekła.