ką. Ale dla pana Jana było to wielkie nieszczęście. Nieraz, wracając z balu czy wizyty, w czasie słoty jesiennej, z przyjemnością myślał, że jest przecie ciepły i wykwintny dom, w którym o chłodzie i utrudzeniu zapomni i z tęsknotą wyglądał świateł w oknach, słuchał naszczekiwania psów. Niekiedy był zmartwiony i jadąc, zapytywał, jaką też niespodziankę zrobią mu żona i dzieci?... Chwile podobne trafiały się nader rzadko, gdyż wolał spotykać coraz nowe twarze i rozrywki, niż kwasić się w domu. Ale dziś, gdy tracił wszystko, z ogromnym żalem zwracał się do swoich komnat, drzew, ogrodu, sadzawki, Anielki, a nawet do dziwactw żony i choroby Józia.
Takie to widziadła snuły się w duszy bankruta, a było ich jeszcze więcej i gorszych... Ale pan Jan nie pozwalał im zarysowywać się w pełni, zwracał się do coraz nowych przedmiotów i tym sposobem osiągnąłby nawet względny spokój w swem położeniu, gdyby nie ten robak, tam — na dnie, którego dokuczliwie powolnych i nieujętych ruchów niepodobna było przyśpieszyć, ani zatrzymać.
Z rana był blady i znużony. Przy śniadaniu powiedziano mu, że jeden z fornali zajął konie Gajdy w szkodzie. To go nieco orzeźwiło, i począł szeroko rozprawiać o braku poczucia sprawiedliwości u chłopów.
W parę godzin później doniesiono mu, że przybył Gajda. Dziedzic wyszedł na ganek i zastał tam Anielkę, z obawą i ciekawością przypatrującą się olbrzymiemu wieśniakowi, którego twarz była raczej zakłopotaną, niż groźną.
— Cóż? — zaczął pan Jan. — Znowu twoim koniom podobała się moja pszenica?...
— Zara, jaśnie panie, ja powiem od początku prawdę — rzekł chłop, pochylając się ku ziemi. — Jak słonko weszło, kazałem mojej dziewusze popaść koniska nade drogą, tu gdzie ugór. A te hycle wzięły, zawróciły i poszły w pszenicę. Może
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/089
Ta strona została uwierzytelniona.