Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to jest?... co się stało?... Pani mnie przeraża... Czy odebrała pani wiadomość o chorobie, albo śmierci czyjej?... Może pani kto ze służących uchybił?...
W tej chwili weszła Anielka.
— Angélique! as-tu offensé mademoiselle Valentine? — spytała ją matka.
— Ja, proszę mamy, zaraz przyszłam, jak tylko zawołała mnie pani... — odparła zakłopotana Anielka.
— O niegrzeczne dziecko! — wybuchnęła matka. — Demande pardon à mademoiselle Valentine.
— Ona nic nie winna! — odezwała się nauczycielka. — Kto inny wypędził mnie z domu...
— Mój mąż?... Jaś?...
— Pani! — zawołała Walentyna z uniesieniem — nie pytaj mnie o nic, błagam cię!... Ostatnią łaskę, jaką mi wyświadczyć możesz, jest ta, abyś kazała jak najprędzej po mnie zajechać.
Żegnam panią...
I wyszła, a za nią Anielka.
— Jakto, więc pani chce odjechać? — spytała zdziwiona Anielka, zabiegając jej drogę.
Panna Walentyna stanęła.
— Moje biedne dziecko — rzekła po namyśle — czuję, że nie wypełniałam względem ciebie wszystkich obowiązków, ale... nie z własnej winy!... Jestem niespokojna o twoją przyszłość... Zresztą — chcę ci zostawić pamiątkę po sobie. Na odjezdnem dam ci małą książeczkę, w której wynotowałam najgłówniejsze zasady życia... Przyrzeknij mi, że jej nie pokażesz nikomu...
— Przyrzekam...
— Jak matkę twoją kochasz, jak pragniesz jej zdrowia?...
— Tak.
— Więc pójdź za mną.