Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

W godzinę później panny Walentyny już w domu nie było. Wyjechała ze wszystkiemi rzeczami i kwitem na rubli pięćdziesiąt, które jej pan Jan miał wypłacić w ciągu tygodnia.
Matka Anielki rozchorowała się i leżała w łóżku. Ojciec nie jadł obiadu i kazał Jędrzejowi do powozika założyć konie.
Około czwartej wszedł do pokoju matki i zawiadomił ją, że musi koniecznie wyjechać do miasta.
— Miejże litość, Jasiu — rzekła pani słabym głosem. — Jakże można odjeżdżać nas w takiej chwili?... W całym domu nie będę miała ust do kogo otworzyć... Służba jest jakaś dziwna, i chciałam cię właśnie prosić, abyś innych ludzi przyjął od świętego Jana.
— Zrobi się to — odparł mąż, patrząc w ziemię.
— No dobrze, ale tymczasem zostawiasz mnie samą. Trzebaby ugodzić jaką pannę służącą, osobę starszą i uczciwą... O guwernantce dla Anielki nie wspominam nawet, gdyż zapewne przywieziesz ją...
— Dobrze! dobrze! — mówił pan, kręcąc się niespokojnie.
— Malheureuse que je suis!... Nie pojmuję, jakie interesa tak często wyganiają cię z domu, i jeszcze w tej chwili?... Już mi łez nie staje... Przywieźże mi dla Józia pudełko pigułek, a dla mnie ekstraktu słodowego... Radabym też dowiedzieć się, czy mam liczyć co na Chałubińskiego, który, czuję to...
— Dowidzenia, Meciu! — przerwał mąż. — Przedewszystkiem muszę załatwić najpilniejsze interesa, a później — pogadamy o wyjeździe do Warszawy.
Wyszedł do swego gabinetu, zamknął drzwi na klucz i począł z biurka wydobywać różne papiery. Był tak zdenerwowany, że lękał się najmniejszego hałasu.
Mówił sobie wprawdzie, że jeszcze wróci do domu, ale inny głos, cichszy i głębiej ukryty, aniżeli sama myśl, szeptał mu, że wyjeżdża stąd na zawsze. Tłomaczył sobie, że wywo-