TRWOGA WE WSI, SKUTKIEM CZEGO GAJDA PŁOSZY WRÓBLE.
Na drugi dzień po wyjeździe pana Jana, gospodarz Józef Grzyb wstąpił do karczmy po wódkę. Zastał Szmulowę, bardziej niż kiedy zamyśloną, i Szmula, który ze złości krzyczał na dziewkę za to, że kieliszek w zeszłym tygodniu stłukli goście.
Ledwie Grzyb stanął w izbie, odezwał się do niego Szmul z ironicznym uśmiechem:
— No, cieszta się, gospodarze! będzie nowy dziedzic...
— Może i tak? — odparł Grzyb i zadumał się.
— Będziecie mieli we wsi gorzelnią, młyn...
— Nam z tego nic, ale wy, Szmulu, wygracie, bo ten młyn, któregoście tak pożądali, weźmiecie w arendę...
Żyd wybuchnął.
— Taki to będzie mój młyn, jaki wasz las ! — zawołał. — Aj! głupie ludzie, co wyśta sobie narobili...
— Abo co? — spytał zaniepokojony Grzyb.
— Jakto co? Pan dobra sprzedaje Niemcowi, a on zapowiedział, że mnie wygna zaraz z pachtu, a za rok z karczmy...
— No to was, a nom co do tego?...
— To do tego, że Niemiec już się dowiedział, jako wy i połowy tego nie mata prawa użytkować, z czego użytkujecie...
— Ale!
— Jakie ale?... Tu niema żadnego ale, tu są tabele...