w szybach małego okna. Niekiedy uchylał drzwi od gościńca, i wysunąwszy się do połowy, patrzył w stronę budynków dworskich.
Około północy między ogrodowemi drzewami błysnął płomyk i zgasł. Gajda wybiegł przed chatę, pilnie wpatrzył się w tamtą stronę i zobaczył parę cienkich ognistych języków, wydobywających się z dworskiego dachu, tuż około okna, z którego panna Walentyna i Anielka codzień karmiły wróble.
Chłop schwycił się za głowę.
— Psiakrew! — zaklął. — A dyć to dwór się pali...
Wbiegł do chaty i silnie szarpnął śpiącą na ławie Magdę.
— Wstawaj! — zawołał. — Chodź do okna! — i przeniósł ją jedną ręką jak psiaka pod okno.
Dziewczynka zaczęła krzyczeć ze strachu.
— Cicho, ty!... Patrzaj, co się pali... dwór czy stodoła?... o tam, o... Jużci dwór...
Trząsł się cały.
— Magda! — mówił stłumionym głosem. — Leć do dworu, obudź ludzi i wołaj, że się pali. No, idźże, ty bękarcie!... bo się tam panienka spali, ta, co ci wstążkę dała...
Jezu mój!... Ocknijże się, nie trząś się ty... Ona przecie nie kazała cię bić i spali się...
— Boję się, tatulu! — wrzasnęła dziewczyna i upadła na ziemię.
Na dworskim dachu ukazało się już kilkanaście pochodni gorejących. Chłop wybiegł z chaty i począł pędzić ku budynkom, nie spuszczając oka ze dworu.
Dopadł do stajni.
— Bywaj! — krzyczał. — Dwór się pali!... wstawajta, parobcy !
Pognał do obory i począł pięściami bić w ścianę.
— Wstawajta, ludzie!... Ogień we dworze... Panienka się spali....
Usłyszał około uchylonej bramy jakiś szmer i zoba-
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.