Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

czywszy rozwalonego na barłogu skotopasa, odrazu postawił go na nogi.
— Dwór się pali! — krzyknął mu w ucho.
Parobek ziewnął, przetarł oczy, zaczął przestępować z nogi na nogę i mruczeć:
— Trza bydło wygnać.
— Budź parobków!... ja polecę do dworu — rzekł Gajda i pocwałował naprzód.
Na dachu pojedyńcze płomyki zaczęły się już zlewać ze sobą. Podwórze i ogród przybrały barwę czerwoną, ptaki zaczęły świergotać. Tylko we dworze było cicho.
Chłop wpadł na ganek i przycisnął ramieniem mocne drzwi, które przeciągle zgrzytnęły i pękły z łoskotem. Różowy blask oświetlił ciemną sień.
— Panienko!... Janielciu!... — krzyczał chłop. — Uciekajta! dwór gore!...
— Co tam?... — odpowiedział mu strwożony głos.
Gajda wywalił drugie drzwi i dostał się do pokoju zupełcie ciemnego. Potrącił stół, potknął się o krzesło i nadeptał jakąś suknią, w której mu się nogi zaplątały. Dopiero po chwili, zobaczywszy blask przez serce, wykrojone w okiennicy, wybił okno i powyrywał deski z zawiasów.
Pokój został oświetlony. Jednocześnie słychać było trzask płonącego dachu. Dym gryzł w oczy, ze wszystkich stron grzało.
Anielka stała obok fotelu zupełnie ubrana, bez ruchu. Chłop wziął ją na ręce i wyniósł przed ganek.
— Mamę!... mamę i Józia ratujcie!...
Chłop wrócił do pokoju, a za nim Anielka.
— Uciekaj, panienko!...
— Mama!... mama!...
Gajda zobaczył na łóżku postać skurczoną, całkiem zawiniętą w kołdrę. Była to matka. Poruszył ją, ale ona ze stra-