FOLWARK.
Miejsce, do którego przywlókł się Karusek, aby w niem spocząć na zawsze, stanowiło resztę dziedzictwa pani Janowej.
Była to okolica zaklęśnięta. Ze wszech stron spływały do niej wody. Jej niewielkie i płaskie wzgórki można było obsiewać żytem, albo zasadzać kartoflami. Doły i niziny tworzyły bagno. Im rok był wilgotniejszy, tem mniej siano i zbierano, ale zato głośniej odzywały się żaby i ptaki wodne.
Widnokrąg szczupły, ciemne zwierciadła wody, oprawne w zielony tatarak, kilka płatów zboża i ziemniaków, gdzie niegdzie kępa karłowatej wierzbiny, w jednej stronie czarny las — oto widoki tutejsze. Od lasu ciągnęła się wąska droga, której doły zasypywano niekiedy faszyną i po której nikt prawie nie jeździł.
W środku tego krajobrazu widać było dużą chatę mieszkalną z bocianiem gniazdem. Obok niej, pod kątem prostym, ciągnęła się obora i stodoła, tworząc jeden budynek, także z bocianiem gniazdem. Nieruchomości te zamykały z dwu stron prostokątny dziedziniec, którego dwa inne boki tworzył płot z żerdzi.
Na środku dziedzińca stała studnia z żórawiem i korytem, otoczona kałużą.
Anielka nie mogła sobie wyraźnie przypomnieć, w jaki sposób dostała się tutaj. Wiózł ich Szmul, zdaje się, że dość długo. Ona przez drogę trzymała głowę na kolanach matki