i czasem nie słyszała nic, a czasem narzekanie matki lub Józia:
— Ach! jak trzęsie...
Szmul wtedy odwracał się do nich i odpowiadał:
— Przepraszam jaśnie panią, ale ja nie mam innej bryczki.
Znowu nic nie słychać, oprócz trzęsienia i turkotu, i znowu po chwili mówi mama:
— O, jakiż ten Jaś niedobry! Czy on mógł nas tak porzucić?... Głowa mi chyba pęknie!...
A Szmul odpowiadał:
— Żeby był jaśnie pan wybudował młyn dla mnie, tobym ja teraz miał najtyczankę na resorach.
Anielka nie była pewna, o ile posiadanie przez Szmula najtyczanki ulżyłoby obecnemu zmartwieniu matki. Jej samej było zupełnie obojętne, czy Szmul jeździ najtyczanką czy wózkiem. Może to skutkiem osłabienia.
Kiedy ocknęła się, uczuła, że wózek stoi, a ją samą podnosi ktoś i okrywa pocałunkami, mówiąc:
— Dzieci są, dzieci!... Moje wszystkie poumierały, ale dobrze choć na jaśnie panią popatrzeć...
Potem jakaś kobieta (była to karbowa), z twarzą pożółkłą i zmarszczoną, w czerwonej chustce na głowie, wzięła ją na ręce i zaniosła do izby, w której panował wielki zaduch.
Położyła ją na szerokim tapczanie, gdzie było twardo i dużo pcheł i much.
Anielka otworzyła oczy.
Znajdowała się w izbie obszernej, do której dwa niewielkie, czteroszybne okienka puszczały trochę światła. Z sufitu i ścian już poodpadało wapno; szczęściem, gruba warstwa kurzu robiła to mniej widocznem. Podłogi nie było, tylko sklepisko z gliny, jak w stodole.
Ściany dokoła zawieszono obrazami świętych, których ry-
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.