sów trudno było poznać. Pod sufitem ciągnął się długi drąg, a na nim sukmany, kożuchy, buty i bielizna ze zgrzebnego płótna.
Resztę miejsca w izbie zajmował stół bardzo prostej roboty, ławy, skrzynia na kółkach, a wreszcie półka z garnkami i miskami.
Na kominie palił się ogień, drzwi do sieni były otwarte. Naprzeciw widać było inne drzwi i izbę większą i widniejszą od tej, w której leżała Anielka.
Stamtąd dolatywał ją głos matki.
— Więc niema u was dziewuchy?
— Nie.
— Ani parobka?...
— A za coby ich utrzymać, proszę jaśnie pani?... Zresztą, stąd każdy ucieka, bo tu śmierć. Tu noma troje dzieci umarło. Boże mój! jaki był gwar przy nich!... Mógł se był mój choćby i tydzień w domu nie siedzieć, i nawet nie zmiarkowałabym tego. A dziś, jak wyjedzie w pole na pół dnia, to aż mnie cosik rozbiera...
Mówiła to kobieta, która zniosła Anielkę z bryczki. Pani tymczasem lamentowała:
— Ja tu ani tygodnia nie wytrzymam. Ani sprzętów, ani podłogi, ani nawet okien tu niema. Na czem my będziemy spali?... O, gdybym przewidziała nieszczęście, jakie nas spotkało, byłabym kazała ten dom wyporządkować, przysłałabym tu parę łóżek, stół, umywalnią... O! niepoczciwie Jaś postąpił z nami, że nic mi nie wspomniał o projekcie sprzedaży... Nawet nie wiem, co my tu będziemy jedli?...
— Jest trochę mąki na chleb i na kluski, kartofle też. Jest groch, kasza i czasem może być mleko — mówiła kobieta.
— Szmulu! — odezwała się pani do arendarza — dam ci dwanaście rubli, a ty za to kup, co uważasz dla nas za potrzebne. Trzebaby herbaty, choć... samowaru niema... Ja już zupełnie straciłam głowę!
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.