niona, uspokoiła się przynajmniej napozór. W duszy starała się odpychać myśl o wyjeździe. Mówiła sobie: wrócę za parę dni, jutro...
Nie — to za długo. Wrócę za parę godzin. Tylko parę godzin nie będę wiedziała, co się z niemi dzieje. O Boże! jak jest ciężko...
Anielce do żalu za matką przybywało poczucie odpowiedzialności za Józia. Co ona zrobi, gdyby tam, w mieście matka potrzebowała jej pomocy?...
Kwestje te rozwijały się na tle przywiązania i przyzwyczajenia. I ona nigdy nie była bez matki i jej rozstanie z matką wydawało się faktem nietylko bolesnym, ale nadnaturalnym.
Nie myślała o tem, że ludzie wyjeżdżają i wracają, z czem mógł ją przecie oswoić ojciec. Ale dlatego właśnie, że ją tak przyzwyczaił do nieobecności swojej, uważała go za istotę różną od matki. Można się ze wszystkiem rozdzielić, byle nie z matką.
Zresztą w innym czasie, w pomyślności, przy zdrowiu, mniej obszedłby ją wyjazd matki. Wesoły duch wesoło patrzy w przyszłość. Ale po tylu klęskach, tylu boleściach, jakie ją dotknęły, czy mogła odegnać przeczucie, że wyjazd ten jest nową klęską i boleścią? Dokoła niej wszystko padało, albo uciekało bezpowrotnie. Domu już nigdy nie zobaczy, Karuska także, ojca — któż zgadnie? Może i z matką już rozdzieli się na zawsze...
Szmul nie naglił do wyjazdu, ale popasłszy, zebrał resztę siana, pochował torby i zaprzągł konie. Potem widząc, że i to nie skutkuje, usiadł na przedzie wozu i zajechał pode drzwi chaty.
Karbowa ofiarowała pani swoją dużą, kraciastą chustkę i nowe trzewiki. Pani przyjęła chustkę z podziękowaniem, ale trzewików nie chciała.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.