chora siostra, a potem — wziąwszy stare sito, poszedł między kępy ryby łapać. Wkrótce zapomniał o chacie, siostrze i tamtym świecie, pogrążony w zabawie.
Anielka wciąż bredziła.
Chwilami wiedziała, gdzie jest, patrzyła na karbowę, krzątającą się około komina, i słyszała żwawe gulgotanie gotującego się krupniku.
Potem, zdawało się jej, że chodzi po cienistym lesie, po mchu ciemno-zielonym i miękkim, i że niewiadomo skąd dolatuje ją zapach malin. To znowu nie widziała, nie słyszała i nie czuła nic.
Znęcone ciszą, wysunęły się na środek izby dwa białe króliki. Większy znalazł kilka listków zieleniny i jadł ją, zwróciwszy na Anielkę czerwone oko. Mniejszy chciał także skosztować, ale ponieważ był nieśmiały, więc ruszał tylko długiemi wąsami i co chwilę służył jak piesek.
— Karuś! — zawołała Anielka, patrząc na nich.
Króliki nadstawiły długich uszu i zobaczywszy wyciągniętą rękę dziewczynki, uciekły do swej nory, mocno rzucając tylnemi nogami.
— Karusek! — powtórzyła Anielka.
Przybiegła karbowa.
— To króliki, panienko!... cicho!... cicho!... Nie boli paniuncię główeńka?...
Anielka, patrząc błyszczącemi oczyma w twarz karbowej, rzekła z uśmiechem:
— Nie żartujcie!... Przecież tu był Karusek w tej chwili... lizał mnie nawet po ręku... O! patrzcie, jeszcze wilgotna...
I zbliżyła do oczu swoją szczupłą, rozpaloną rączynę.
Kobieta pokiwała głową.
— Czekaj, paniunciu, przyrządzę ci lekarstwa. Zaraz złe odejdzie.
Ledwie znikła w sieni, Anielka zapomniała o niej i znowu
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.