aby uspokoić niebogę. Karbowy chwycił ją za nogi i począł prosić.
— O jaśnie pani, zmiłuj się nade mną i zostawcie mi kobietę. Ja tu i dnia jednego bez niej nie wytrzymam, a nie dopiero — żeby ona w taką straszną drogę jechała!...
Pani zdziwiła się.
— O jakiej drodze mówisz, człowieku? — spytała. — Mieszkam o milę stąd, w Wólce... Jak tylko panienka przyjdzie do sił, odeszlę ci żonę, ale teraz musi być ktoś znajomy przy chorem dziecku.
— We Wólce?... to tam niby w pałacu?... — spytał chłop.
— Tak, w pałacu.
— No — ale jakże ja tu sam zostanę?... Niech się jaśnie pani zlitują...
Dama wydobyła portmonetę.
— Masz tu, człowieku, pięć rubli. Żonie dam dwadzieścia... dam i więcej wreszcie, byle troskliwie obsługiwała panienkę. Dziecku w obcem miejscu będzie przykro bez znajomych... A jak pan przyjedzie, każe wam tu lepsze budynki postawić, da wam większą pensją, i już będziecie mieli utrzymanie do końca życia.
Karbowy spoglądał to na pięć rubli, to na damę i słuchał. Wkońcu rzekł do swej kobiety:
— No, ubieraj się, Jagna!... Czy nie słyszysz, co ci jaśnie pani gada?...
Samej karbowej ów pałac w Wólce i obietnice wydały się tak wspaniałe, że wnet pobiegła do izby, przewróciła dogóry nogami skrzynią i w kilka minut wyszła ubrana jak na odpust. Nie zapomniała włożyć na szyję paciorków i wziąć w ręce trzewików.
— Dlaczego ich na nogi nie kładziesz? — spytała pani.
— Jużci prawda! — szepnęła karbowa i ozdobiła wielkiemi trzewikami swoje czerwone nogi.
Powóz zajechał przed sień. Karbowa wzięła Anielkę w ob-
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.