Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

Na środku stało wielkie rzeźbione łóżko z czarnego dębu, a na niem — Anielka, cała w bieli. Pilnowała jej karbowa.
Biedna kobiecina sama siebie poznać nie mogła. Czem ona jest? gdzie ona jest? Wielkość sali, mrok i mnóstwo nieznanych sprzętów przestraszyły ją. Przypomniały się jej legendy o zaklętej królewnie i innych rzeczach, które w opowiadaniu są bardzo ciekawe, ale przy zetknięciu się z niemi napędzają dużo kłopotów i trwogi. Czarne łóżko wygląda jak katafalk, sprzęty w pokrowcach jak umarli w całunach, fortepian jak trumna, do której wnet karbowę włożą. A tu nawet, o Jezu! i uciekać nie można, bo podłoga śliska jak lód i nim Zającowa krok zrobi, już ją złapią, naturalnie ci, którzy łapać zechcą.
Anielka po większej części leżała spokojnie z zamkniętemi oczyma, odurzona. Po wielkich wstrząśnieniach opanowała ją teraz senność i apatja. Gorączkowe obrazy pierzchły, gwałtownie wybuchające uczucia przygasły. Jeżeli mówiła, to powoli, cicho, urywanemi zdaniami.
Gdy wiatr powiał od ogrodu, sala napełniała się wonią kwiatów, świegotaniem ptaków, a niekiedy — dalekiemi odgłosami wesołej rozmowy ludzi zdrowych. Zwykle jednak, przez wąskie otwory żaluzyj widać tylko było mnogie cienie chwiejących się liści, które wydawały szelest jak woda strumienia, prędko uciekającego po kamykach. Istny obraz wieczności!
Czasami znowu stawał kto za oknem i zapuszczał ciekawy wzrok do wytwornej świątyni nieszczęścia. Na widok tych figur tajemniczych, które ukazywały się i znikały bez szelestu, karbowej przechodziło przez głowę, że może to śmierć do nich zagląda, badając, czy już czas?...
— Pić... — szepnęła Anielka.
Karbowa zerwała się z fotelu i przyłożyła chorej do ust jakąś miksturę słodką i chłodzącą.
— Czy to już wieczór?