— Nie, paniuńciu, jeszcze nie wołali na południe.
Milczenie.
— Co to tak płynie za oknem?
— To drzewa, paniuńciu, w ogrodzie szelepią.
— A!... Jak tam musi być ładnie... A mnie tak nudno, ja taka chora...
— Niech się panienka nie boi, będzie zdrowa! Już był tu drugi doktór, pono z Warszawy. Obejrzał panienkę (aż koszulę para odpinał!) i mnie się o wszystko wypytał. Jakiem mu zaś wzięła gadać (jeszczem niejedno, Boże odpuść! zełgała), to aż ci się za głowę chwycił i poszedł radzić z tamtym.
Ho! ho!... oni dopiero coś uradzą. Wykrzykiwały przecie tak, że myślałam: czy się nie biją?...
Gorzej z moim Kubą... Co on se ta chłop robi na folwarku?... — dokończyła karbowa, myśląc o mężu.
Anielka splotła chude rączki i przymknęła powieki, oddychając szybko i krótko. Karbowa umilkła i poczęła dopasowywać się do miękkiego fotelu, na którym żadną miarą siedzieć nie umiała. Co siędzie na brzegu, to się zsuwa. Rąk na poręczach oprzeć nie śmie. Posunąć się głębiej nie wypada, bo jeszcze, czego Boże broń! rozwaliłaby się na nim jak na łóżku...
Gdyby jej dali prosty stołek, zarazby oprzytomniała, a z tem wygodnem siedzeniem tylko zgryzota kobiecie. Jeszcze jeden dzień taki, a wymknie się przez okno i ucieknie na koniec świata!...
Za ogrodem rozległ się powolny turkot bryczki, po bitej drodze i — ciężki stęp koni.
— Ktoś jedzie!...
Orzeźwiło to karbowę, że w swojej kłopotliwej ciemnicy słyszy przynajmniej jakieś odgłosy, które przypominają jej, iż poza obrębem pałacu istnieje świat, a na nim folwark, za którym tak tęskniła.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.