gła baba naprzeciw męża, ale Zając przyjął ją cierpkiem pytaniem :
— No... po chorobę ja się tu przywlekłem?...
— Ooo!... a tożeś się przecie sam jaśnie pani napraszał — odparła karbowa, zdziwiona krótką pamięcią męża.
— A cóżem miał robić?...
Karbowa obraziła się.
— I nie wydziwiaj, nie wydziwiaj!... Nie lepiej ci to posiedzieć kilo czasu między ludźmi, a nie samemu jak wilk pod lasem?
— A króliki noma przez ten czas djabli wezmą.
— Nic im nie będzie.
— No, a co ja tu będę robił?
— Wypoczniesz se. Takeś zawsze żądał wypoczynku.
— Ale! A gdzie ja tu stanę?... Przecie nie pod bramą, żeby się te parchy lokaje ze mnie naśmiewały.
Karbowa złożyła ręce po napoleońsku; pytanie to było najważniejsze ze wszystkich. Gdzie on stanie? Jużci chyba mąż powinienby siedzieć przy żonie. A że żona siedzi w pałacu, więc i on w pałacu. Więc i koń, krowa, dwa woły...
Nie rozwiązałaby tej zagadki karbowa, gdyby nie zjawił się Szmul w biedce. Wychodźcy z folwarku powitali go jak Mesjasza i prosili o radę. Żyd nic im nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się.
Poszedł do pałacu, a w kwadrans wóz odprowadzono do szopy, konia do stajni, bydlątka do obory i karbowego do oficyny.
Tam dano mu obiad i flaszkę piwa. Chłop najadł się, pasa rozpuścił, gębę utarł rękawem, a potem — siadł na ławie — i jak weźmie płakać!... Aż się szyby chwilami trzęsły...
— Pocóżem ja tu nieszczęśliwy na tę pustynią przyjechał!... A bodaj mnie była pierwej nagła śmierć spotkała!... Ani tu pola, ani lasu, ani wody...
Nie powiedział jednak: ani ludzi, ponieważ otaczało go
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.