Nagle błysnęła jej jakaś myśl.
— Mama nie żyje!... — krzyknęła, zasłaniając rękoma oczy — i upadła na poduszki.
Ojciec pochylił się nad nią.
— Anielciu!... uspokój się! — mówił. — Anielciu!... Anie... O, Boże...
I ukląkł przy łóżku.
Dziecko leżało blade, bez ruchu.
W tej chwili wbiegł do salonu doktór. Widząc, że ciotka Andzia zanosi się od płaczu, że baronowa zdaje się być bliska zemdlenia, a pan Jan klęczy, odgadnął coś niedobrego. Zbliżył się do Anielki, wziął ją za puls... Posłuchał oddechu... Anielka już nie oddychała.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Pan Jan ożenił się z panią Weiss w karnawale — i już podobno w wielkim poście został pod pantoflem drugiej małżonki swojej, osoby, jak się następnie okazało, bardzo energicznej. Dała ona władcy serca swego, wzamian za piękne nazwisko, wszelkie wygody, ale ograniczyła jego wydatki pozadomowe. Dzięki tajemnej interwencji Szmula, pan Jan prawie nie mógł długów zaciągać, a że i sąsiedzi niebardzo chętnie podejmowali go, zasiedział się w domu żony i — począł tyć.
Józia pieści macocha, lecz pomimo to ujęła wychowanie jego w pewne karby. Rośnie więc chłopak na przyzwoitego panicza.
Nareszcie Szmul, otrzymawszy młyn od pani Weiss, wciąż powiększa swoją fortunę, a karbowy, Zając, dostał obowiązek w majątku pani Janowej.
Szkoda tylko, że nieborak od owej znajomości z karczmą, zrobionej pod wpływem tęsknoty za pustym folwarkiem, zagląda dosyć często do kieliszka i jest źle traktowany przez żonę.