Lachowicza. Ukrywana tajemnica ciążyła jej, musiała się z kimś podzielić, a komuż właściwie powierzyćby ją mogła, jeżeli nie zacnej, doświadczonej i kochającej siostrze?
Pani Ewa czytała rękopism z gorączkowym niepokojem. Stopniowo twarz jej wyrażać poczęła trwogę, zdziwienie i niecierpliwość, która wkońcu zamieniła się w wybuch gniewu.
— Więc ty kochasz... tego człowieka?
Jadzia lękliwie patrzyła na siostrę. Z oczu jej płynęły ciche łzy, które zmiękczyły niezbyt zresztą z natury twarde serce pani Ewy. Pani Ewa mimo to rzekła:
— Moja Jadziu! Już do wyjścia za Witolda namawiać cię nie myślę, sprawa jego stanowczo stracona. Ale posłuchaj mnie. Wiesz, że cię kocham, arystokratką nie jestem, z najniższej klasy człowieka, któryby twoim mężem został, uznałabym za brata. Tu przecież jest zupełnie inna rzecz. Naprzód za syna kryminalnego przestępcy wyjść nie możesz, bobyś sama tego żałowała — a po wtóre — jakiż charakter ma ten pan?... Namiętny, dziwaczny... Przyznaje, że sam nie wie czego chce, mówi, że o wzajemności nie myśli...
Jadziu... to dzieciństwo, bo nie chcę nawet nazywać tego złym wyborem... Chwilę nierozwagi mogłabyś opłacić długiem cierpieniem. Skąd wreszcie masz pewność, że nie jest on pospolitym awanturnikiem?
— Zbyt surową jesteś! — szepnęła Jadwiga.
— Jestem tylko doświadczoną. Pamiętaj, że w takim związku jak małżeństwo, pochodzenie i majątek są to rzeczy drugorzędne, ale charakter i rodzina główne.
— Zostawmy to czasowi — rzekła Jadzia.
— Zgoda! — odparła pani Ewa. — Przyrzeknij mi jednak, że naprzód — nic bez poradzenia się ze mną nie zrobisz, a powtóre, że dla Witolda będziesz grzeczną, jak dotychczas. Prawda, że niewiele wymagam?
— Przyrzekam ci!...
Od tej pory pan Witold znowu bywał prawie codziennym
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.