gościem, a Jadzia nigdy już z siostrą nie mówiła o Lachowiczu. Nie powiedziała jej nawet jego nazwiska, mizerniała jednak i smutniała coraz bardziej.
— Ej!... Ewciu... Jadzia jest w kimś zakochana, i to w Warszawie! — mawiał pan Jan.
— Pleciesz Bóg wie co! — odpowiadała pani Ewa, wzdychając jednakże po kątach.
W czasie późnej jesieni Jadwiga znowu wybrała się do Warszawy. Usłyszawszy o zamiarze wyjazdu, Witold zapytał pana Jana, czy nie należałoby już stanowczo oznaczyć terminu ślubu.
— Daj pokój! — odparł pan Jan. — Daj jej urlop jeszcze na rok. Macie dosyć czasu, niech więc dziewczyna zakosztuje swobody.
Pan Jan mówił to w przekonaniu, że prędzej lub później rozerwie się związek między narzeczonymi. Pan Witold zaś, jako przyzwoity konkurent, zgodził się na wszystko i nie nalegał dłużej. Prawdę powiedziawszy, i tak już nie nudził się w domu.
Cała rodzina wraz z narzeczonym odwiozła Jadzię do kolei. Przy ostatniem pożegnaniu pani Ewa szepnęła:
— Pamiętaj o przyrzeczeniu!...
— Bądź spokojna — odparła Jadwiga. — Ale i ty pamiętaj...
— Nikomu ani słówka...
Obie dotrzymały obietnicy, i tym sposobem o stosunku między Jadzią i Lachowiczem wiedziały tylko trzy osoby: oni sami i pani Ewa. Reszta familji i znajomi nie marzyli nawet o tem, żeby Jadwiga mogła kochać kogoś innego, nie zaś pana Witolda.
Całą zimę przepędziła Jadzia w Warszawie, nie spotkawszy się ani razu z Lachowiczem. Kochając go coraz silniej, myślała o tem tylko, aby go unikać, a zarazem czuła do niego żal, że jej nie szuka.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.