z Leontyną i potęgował nienawiść do Lachowicza, nienawiść, do której się nieco wstydu mieszało. Czuł, że postąpił jak dzieciak, lecz wycofać się nie miał odwagi.
— Gdyby on miał choć iskierkę uczciwości, on, niby artysta — z pewnością przyszedłby do mnie i zerwał umowę. Wtedy i jabym mu przebaczył!... — myślał Sielski.
Zapomniał, niestety! że to nie on komuś, ale że jemu raczej miał kto inny przebaczyć.
Każdy plan nowej pracy stawał się dla niego źródłem udręczeń. Niekiedy myślał o samobójstwie, aby tylko zbliżyć chwilę okazania światu swojego utworu — nigdy jednak nie pomyślał o zbliżeniu się do Lachowicza. Wypadek podobny uważałby za hańbę, gorzej niż za hańbę: za przyznanie się do głupstwa. Taką jest logika świata.
Wróciwszy do Warszawy, pierwszego prawie dnia spotkał się z Rudolfem, mężem pani Leontyny.
— Jak się masz! — wykrzyknął Rudolf, całując go bardzo serdecznie w powietrzu. — Gdzieżeś był? coś widział?
— Byłem we Włoszech, Francji, trochę w Hiszpanji...
— W Hiszpanji?... O, szczęśliwy człowieku!... Powiedzże mi, czy naprawdę te Hiszpanki są tak cudownie piękne?
— Tak sobie.
— Tyś zawsze widzę, ten sam, mój Jurciu! Chłodny, przeżyty... No, a powiedzże mi, czy są tak nieprzystępne, jak chodzą wieści?...
— Nie przekonywałem się o tem — odparł obojętnie Sielski.
Pan Rudolf machnął ręką i zmienił temat rozmowy.
— Wyobraź sobie, jaki mam kłopot. Locia koniecznie chce, aby Lachowicz zrobił jej portret — umówili się nawet podobno. On jednak coś zaczyna kręcić, widocznie droży się, nie przychodzi... Na mnie włożono misją sprowadzenia go, ale ja nie mam czasu... Możebyś mnie wyręczył?
— Nie znam Lachowicza.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.