Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tem gorzej dla mnie! — mówił Rudolf. — Ale... ale!... Pomiędzy tobą i Locią, widocznie, musi być jakieś nieporozumienie, bo ty u nas nie bywasz, a ona udaje obrażoną. Czy nie mógłbyś mi tego wytłomaczyć?... Ach! przepraszam cię!... Muszę biec do pani Żanety...
Ścisnął Sielskiego za rękę i zastąpił drogę jakiejś damie, która go powitała z uśmiechem.
— Co to znaczy? — myślał zdetonowany Sielski. — Lachowicz ma robić portret Leontyny?... W tem chyba ukrywa się jakaś nowa nikczemność!...
Rozmaite przypuszczenia przychodziły mu do głowy — najwięcej jednak szans miało to, że Lachowicz mścić się chce na nim i że użyje do tego pomocy Leontyny.
Uśmiechnął się pogardliwie. Ten rodzaj zemsty najmniej był niebezpieczny, czuł bowiem, że już Leontyny nie kocha, więcej jeszcze, że jej nie szanuje. Gdy był zagranicą, zbyt wiele od przyjeżdżających słyszał o niej.
— Ha! może kiedy ta kobieta sama rozetnie umowę i zwolni mnie z przyrzeczenia... Czekajmy!
I utonął w marzeniach o powrocie sławy i o zemście.
Gdy rozgospodarował się już i począł składać wizyty znajomym, doświadczył nowego udręczenia. Gdziekolwiek przyszedł, pytano go, co robi i dlaczego nie posyła na wystawę swoich obrazów.
Na pytania te z początku nie odpowiadał; wkońcu jednak, pragnąc raz na zawsze zamknąć usta ciekawym, odparł:
— Zarzuciłem malarstwo, a wziąłem się do rzeźby!
I dając takie objaśnienia, widząc fizjognomje obecnych, czuł, że go własne wyrazy dławią. Wówczas znowu myślał o zemście.
Pewnego razu wybrał się do cukierni. Pragnął zobaczyć znajomych, dowiedzieć o zmianach, a może i spojrzeć w oczy znienawidzonemu przeciwnikowi.
We drzwiach spotkał asesora.