Nieustanne i niedyskretne pytania znajomych: dlaczego pan nie maluje?... co pan teraz maluje?... częste, choć może niezawsze umyślne wzmianki o zgasłych lub gasnących talentach, sprzykrzyły się wreszcie Sielskiemu. Przestał składać wizyty, natomiast jednak chętnie przepędzał wieczory w teatrze.
Otóż zdarzyło się, że pewnego razu, nie patrząc nawet na afisz, kupił bilet i trafił na „Trubadura.“ Operę tę znał ze wszystkich scen europejskich, a wreszcie z katarynek; mimo to poszedł, nie mając nic lepszego do roboty.
Los przecież tym razem zrobił mu niesłychanie miłą niespodziankę, umieściwszy w loży parterowej, tuż obok jego krzesła, młodą, niepospolicie piękną panienkę.
Sielski począł się jej przypatrywać nader pilnie, podziwiał śniadą płeć, ciemne włosy, czarne oczy, uśmiech nie dający się opisać, a wreszcie niesłychany wdzięk i żywość. Niekiedy zdawało mu się, że młodziutka brunetka jest ptakiem, który lada chwilę zerwie się i gdzieś uleci.
Najwięcej jednak uderzało go to, że ruchliwe rysy nieznajomej przypominały mu kogoś. Chwilami czuł wstręt i obawę. Powoli jednak przykre wrażenia zeszły na drugi plan, nie przestając go jednak drażnić.
W tych warunkach oklepana muzyka „Trubadura“ potężne robiła na nim wrażenie. Rozumiał ją, odtwarzał w sobie uczucia, ożywiające każdą z postaci: miłość, ból, nienawiść... Zdawało mu się, że młoda dziewica rozpływa się w melodjach opery, że tym sposobem wypełnia mu całą duszę i potrąca o wszystkie jej fibry, złe i dobre...
Opera się skończyła, nieznajoma znikła, lecz Sielski słyszał ciągle dźwięki i widział obraz panny. Rozmarzył się, zapomniał, że już przecie nie jest studencikiem, i nucąc w duchu Miserere, z rozkoszą i bólem jednocześnie wyobrażał sobie ostatnie swoje pożegnanie z nieznajomą, której nigdy nie witał...
Była to jedyna chwila przyjemna, jakiej od roku doświadczył.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.