znać z Jadwigą, obalić skrupuły pani Ewy, słowem, skojarzyć małżeństwo!...
Jerzy i Jadwiga przywitali się bardzo serdecznie.
— Śliczny z ciebie kuzynek!... pamiętasz o mnie!... — zawołała Jadzia serdecznie, ściskając go za rękę.
— Bywałbym po trzy razy na dzień, kuzynko, gdybyś mnie zawsze tak witała! — odparł Sielski.
— Ach, niewdzięczniku!... Więc już zapomniałeś nawet o tem, że cię zawsze tak witam?
— Co każesz, kuzynko?... — pytał dalej Jerzy, siadając obok Jadwigi — gdyż sądzę, że nie wezwałaś mnie bez interesu.
Jadzia udała obrażoną.
— To tak?... — rzekła — więc nie przypuszczasz nawet, żem się stęskniła za tobą?... Ha! kiedy tak, więc dobrze! Mam interes... Musisz mi... kupić abonament na operę włoską...
— Z całą przyjemnością.
— Niedość na tem. Musisz za każdym razem chodzić ze mną do teatru.
— Wszystko rozumiem! — zawołał, śmiejąc się, Jerzy. — Potrzebujesz opiekuna do loży i poczynasz tęsknić za mną. Mniejsza o to. Będę się nawet starał o cukierki za każdym razem, byle tylko pan Witold nie wyzwał mnie na pojedynek!
Jadzia zrobiła grymas, wcale niepochlebny dla pana Witolda.
Tegoż wieczora, po herbacie, gdy poważna gospodyni domu odeszła, Jadzia spytała nagle:
— Dawno byłeś na wystawie sztuk pięknych?
— Przed rokiem! — odparł sucho Sielski.
— Ja byłam dziś i wyobraź sobie, że na jednym z obrazów rodzajowych zobaczyłam... mój portret!
— Nic dziwnego! Zbyt jesteś piękną, aby który z malarzy nie starał się za pomocą twoich rysów podnieść wartość swego obrazu.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.