się śmieją... Fakt kupna obrazu przez Jerzego był tylko manifestacją niechęci, wzgardy i naigrawania z jego zawiedzionych nadziei...
— Otóż to są ideały nasze! — szepnął Lachowicz, myśląc z goryczą o zawodzie, jaki go spotkał w poszukiwaniu przyjaźni i miłości.
Ha! moja w tym wina — dodał. — Nie trzeba było poddawać się głupim marzeniom!
Pogląd ten, jeżeli nie wywołał, to przynajmniej stał się współczesnym dwom zjawiskom. Naprzód, uspokojeniu się Lachowicza, a powtóre zniechęceniu do świata. Uspokoił się, poznawszy, że to, do czego wzdycha, było snem nigdy nieurzeczywistnionym; zniechęcił dlatego, że rodzaj ludzki znowu zdrobniał mu jakoś w oczach.
Z tym wszystkim jednak talent jego nie cofnął się, ani zatrzymał w rozwoju, czerpiąc siły nawet w zawodach i boleści.
Nie domyślał się, że w tym samym czasie cierpi ktoś inny, i że znowu dwie ludzkie dusze popadły w niewolę fałszywych domysłów i powszechnie przyjętych opinij. W oczach Jadwigi człowiek, napiętnowany wyrazem: „nikczemny,“ nie zasługiwał na to, aby się nim dłużej zajmować. Lachowicz znowu sądził, że w jego położeniu niepodobna już zrobić żadnego kroku naprzód, nawet dla sprawdzenia tego, czy jego domysły o Jadwidze są prawdziwe...
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.