cić, a w najgorszym razie zobaczyć oddawna znajome fizjognomje.
— Panowie! pan Sielski ma głos... — zawołał pewien młody człowiek, ujrzawszy przybyłego.
Nastało chwilowe milczenie, które niebawem przerwał ktoś inny, pytając młodego człowieka:
— Czy to ma być dowcip, panie Rumaszko?...
— A rozumie się.
— No, to dam panu jedną radę: ile razy masz powiedzieć dowcip, tyle razy ukąś się w język, a nie powiesz głupstwa.
— Zdaje mi się, że pana zrąbano, panie Rumaszko? — wtrącił ktoś trzeci. Ale młody człowiek zrąbany wcale miny nie stracił; poprawił tylko okulary, służące mu do zamaskowania cynicznych poglądów na świat, i w innej znowu stronie począł pracować na to, aby go zwymyślano.
— Jak się masz, Jerzy!... Jak się masz, Apellesie!... — witano tymczasem Sielskiego, który do obu tych przydomków miał prawo: nosił bowiem imię Jerzego i był malarzem.
— Panowie, uciszcie się! — zawołał ktoś — i pozwólcie kapitanowi dokończyć opisu wczorajszej przygody...
— Czy znowu miał przygodę? — spytał Sielski.
— I niejedną! W południe spadła mu na łeb fura śniegu z dachu...
— Jakto? i jeszcze żyjesz?...
— Zawdzięczam to twardości mojej słowiańskiej czaszki — odezwał się głos spokojny.
Zgromadzenie ucichło.
Osobą, która zareklamowała twardość swej czaszki, był blondyn wzrostu średniego, barczysty, gruby w karku i posiadający wąsy dragońskie. Najdziwniejsze przygody opowiadał głosem naturalnym, niekiedy łzawym, przy tem miał twarz zmartwioną i oczy łagodne i smutne.
— No, zacznij znowu od początku, kapitanie! — zawołano z tłumu.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.