Kapitan zaczął:
— Szczególna przygoda, powiadam wam, zakrawa na farsę!... Idę sobie wczoraj przez ulicę i słyszę jakiś szelest jedwabiu. Oglądam się... i — widzę zawoalowaną damę, która zachowuje się tak, jakby mnie goniła...
— A pan uciekasz?...
— Ale gdzież tam! — oburza się kapitan i mówi dalej. — Widząc, że mnie goni, stanąłem, a ona do mnie: „Jasiu! ja cię kocham...“ Powiadam wam, żem zgłupiał, wobec tak obcesowego postępowania kobiety w jedwabiach i koronkach...
— Któż to był? — spytano z boku.
— Ktoś od Brajbisza — odezwał się Rumaszko.
Zgromadzenie wybuchło śmiechem, kapitan zaś uderzył pięścią w stół i patrząc dokoła smutnemi oczyma, zawołał:
— Panowie!... Ależ nauczmy się dyskutować parlamentarnie!
Obok kapitana, z wyrazem niezamąconego zadowolenia na obliczu i otwartym katalogiem w ręku, siedział literat Roman, który od kilku lat polując na typy, włóczył się po wszystkich knajpach i jak najstaranniej każdy usłyszany wyraz zapisywał. Ten to pan Roman, zwróciwszy się do kapitana, zapytał go słodziutkim głosem:
— Czy pozwolisz mi pan zużytkować tę znakomitą sytuacją?...
— Po mojej śmierci, panie!... po mojej śmierci! — odparł melancholijnie zagadnięty.
Na parę minut przedtem, przysiadł się do wielkiego stołu człowiek z miną dżentlmena, który, korzystając ze względnej ciszy, spytał:
— Czy nie mógłbyś mi pan, kapitanie, opowiedzieć o awanturze Lachowicza, ponieważ od kilku dni krąży z tego powodu mnóstwo plotek...
— Panu opowiem! — odparł kapitan. — Naprawdę rzecz się tak miała: Jakiś facet zaczepił na ulicy dwie kobiety. La-
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.