będę państwa prosił o wzajemność. Nie posiadam wprawdzie rodziny, lecz mam kuzynkę, którą Ludwik zna tak, jak ja panią do dzisiejszego dnia znałem. Zrobił nawet jej portret z pierwszego rzutu oka...
— Czy podobna? — zawołała Zosia. — A nic mi o tem nie mówiłeś?...
— Stało się to zupełnie przypadkowo! — objaśnił Ludwik niepewnym głosem.
— Pragnę więc — mówił dalej Sielski — ażeby przypadek ten posłużył nam do zawarcia bliższych stosunków. Kuzyna moja wprawdzie mieszka stale na wsi, obecnie jednak bawi z mężem w Warszawie i każdą zimę ma zamiar tu przepędzać.
Ludwikowi, gdy to usłyszał, czarne i żółte płatki przebiegły przed oczyma.
Sielski zaś mówił dalej:
— A więc spodziewajcie się państwo wkrótce nowych gości. Tymczasem sam ich będę zastępował jak najczęściej.
Gdy Sielski pożegnał ich i wyszedł, Zosia, klaszcząc w ręce, zawołała:
— Ach! jak to dobrze!... Dopiero będziemy mieli przyjemne towarzystwo!...
— Podobał ci się Sielski? — spytał Ludwik, patrząc w ziemię.
— Wiesz co, że mi się podobał!... Naprzód, jest bardzo miły i nawet... przystojny. Powtóre — jest ukształcony i rozsądny... Dalej — jest malarzem, tak jak i ty, co go bardzo podnosi w moich oczach — no — a wreszcie... Jest on jakiś inny niż ci wszyscy młodzi ludzie, których widziałam dotychczas...
— Jakiś inny!... — szepnął Ludwik.
— Cóżto znaczy?... Czy się źle wyraziłam?... — spytała zapłoniona Zosia.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.