nietylko ufał mu i szanował go, ale nadto, nie zdając sobie z tego sprawy wierzył, że Lachowicz jest zdolnym do poświęcenia swoich uczuć i interesów dla szczęścia innych. Ta właśnie myśl, w niejasnej jeszcze i jakby przeczuciowej formie tkwiąca w duszy Sielskiego, natchnęła go odwagą do oświadczenia się o rękę Zosi jej bratu, którego krzywdził po tysiąc razy i w najdotkliwszy sposób.
Nie chcąc spotkać Zosi, Sielski wszedł do pracowni Lachowicza, którego zastał przy jakimś nowym obrazie. Gdy się przywitali, rzekł:
— Kochany Ludwiku!...
Lecz potem nagle spytał:
— Dawno zacząłeś malować ten obraz?
Niespodziewany przeskok w mowie, zmiana głosu i bladość twarzy Sielskiego — uderzyły Lachowicza. Odwrócił głowę i spojrzał mu w oczy tak, jakby przez nie do głębi duszy chciał sięgnąć.
To spojrzenie, przejmujące lecz uczciwe, badawcze lecz i sympatyczne, znowu ośmieliło Jerzego. Zdawało mu się, że Lachowicz jest jedynym na świecie człowiekiem, któremu, jako rozumnemu i dobremu przyjacielowi, może powiedzieć wszystko.
— Kochany Ludwiku — zaczął znowu Sielski — domyślasz się zapewne, o czem chcę z tobą mówić?...
Lachowicz ani potwierdzał, ani zaprzeczał. Milczał.
— Domyślasz się zapewne powodu moich częstych wizyt u ciebie? — mówił błagalnym głosem Jerzy.
Ludwik milczał.
— Chcę cię prosić o rękę twojej siostry!... — zakończył i machinalnie nisko ukłonił się Ludwikowi.
— Czy wiesz — odezwał się Ludwik, bystro patrząc na twarz Sielskiego — że siostra moja przed ośmioma laty była... żebraczką?...
Twarz Sielskiego zajaśniała radością.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.